Rozmowa z prof. Rafałem Ohme o sile emocji, reagowaniu na stres, neuronach lustrzanych i neuronauce, która pozwala odkrywać tajniki ludzkiego mózgu
Rafał Ohme
profesor nadzwyczajny psychologii. Jeden ze światowych pionierów consumer neuroscience. Od prawie 20 lat prowadzi badania nad emocjami i komunikacją. Ekspert w dziedzinie Smart Power w zarządzaniu, twórca MindSPA. Laureat wielu nagród. Mówca podczas konferencji i seminariów w ponad 30 krajach na pięciu kontynentach. W marcu 2017 roku ukazała się jego najnowsza książka "Emo Sapiens - harmonia emocji i rozumu".
Czytelnikom "Personelu i Zarządzanie" idea Homo Sapiens nie jest obca, ale Pan używa nazwy Emo Sapiens. Co to oznacza?
To tytuł mojej książki, ale przede wszystkim idea. Chcę przez nią pokazać, że człowiek, wbrew powszechnej opinii, nie jest jedynie "sapiens" - myślący, racjonalny, logiczny. Nasze umysły są wyposażone w dwa procesory. Sapiens służy logicznemu, rozumowemu myśleniu, ale mamy też procesor, który odpowiada za myślenie emocjonalne, czyli "emo".
Co z tego wynika dla nas?
To, że musimy ich bardzo roztropnie używać. Nasza kultura promuje kult rozumu, edukacji, a do emocji odnosi się sceptycznie. Proszę zwrócić uwagę na język potoczny, zewsząd słychać słowa: "ochłoń", "nie bądź taki emocjonalny" czy "złość piękności szkodzi". To zwroty raczej o negatywnym zabarwieniu. Uważam to za duży błąd, ponieważ mądrość emocjonalna pełni w naszym życiu bardzo ważną rolę, pozwala nam funkcjonować w społeczności.
Cały sekret Emo Sapiens polega na jednym magicznym słowie - na harmonii. Należy wypracować harmonię pomiędzy emocjami a rozumem. W praktyce oznacza to, że w pewnych przypadkach najpierw słuchamy emocji, a kiedy indziej jako pierwszy dochodzi do głosu rozum, dopiero później wspomagany emocjami. Najważniejsze jest to, żeby nauczyć się tego rytmu.
Skoro wiadomo, że inteligencja emocjonalna zwiększa sprzedaż, a inteligencja społeczna jest podstawą dobrego zarządzania, dlaczego w firmach nie ma szkoleń z tego zakresu? Możliwość sprawdzenia, czy pracownik ma dużą inteligencję emocjonalną, ale też tego, czy umie ją powściągnąć, zapanować nad nią, daje pracodawcy wiele możliwości.
A jeśli ktoś bardzo skutecznie odcina się od swoich emocji, to nie jest w stanie żyć w grupie?
Niestety nie, nosi to znamiona psychopatii. Oczywiście tacy ludzie funkcjonują w społeczeństwie, ale warto zadać sobie pytanie, czy są szczęśliwi i czy ci, którzy żyją w ich otoczeniu, są szczęśliwi? Niekoniecznie.
Czemu służą emocje?
Wszystkie bez wyjątku mają swoje zadanie. Nawet te, które postrzegamy jako nieprzyjemne: smutek, wstręt, złość. Dla przykładu smutek odgrywa rolę obronną - powoduje w nas bezsilność, apatię, brak inicjatywy. Kładziemy się do łóżka i patrzymy w sufit.
Czyli nasze baterie wchodzą w stan oszczędzania?
To może być przykre doznanie, tymczasem dla naszego organizmu jest swoistym zabezpieczeniem, które chroni go przed krzywdą.
Czyli nie można tych przykrych emocji zagłuszać?
Zdecydowanie nie. Nie ma nic gorszego niż życie w niezgodzie z naturą. Proszę przyjrzeć się złości. To jest uczucie, które oczywiście powoduje wiele przykrych doznań, ale z drugiej strony może być źródłem wielu pozytywnych zmian. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że złość powoduje, iż ludzie się zabijają, a smutek sprawia, że popełniają samobójstwa. Ale to są skrajne przykłady. Emocje są dobre wtedy, gdy w ich wyrażaniu zachowuje się umiar, odpowiednie proporcje.
Ale jak się nauczyć tego umiaru?
Pierwszy krok to świadomość, że emocje nie są złe, tylko mogą objawiać się w złej proporcji. Drugi krok poczynimy dzięki rozumowi, który pozwala nam okiełznać różne pierwotne instynkty. Cały sekret Emo Sapiens polega na jednym magicznym słowie, które jest w podtytule mojej książki - na harmonii. Należy wypracować harmonię pomiędzy emocjami a rozumem. W praktyce oznacza to, że w pewnych przypadkach najpierw słuchamy emocji, a kiedy indziej jako pierwszy dochodzi do głosu rozum, dopiero później wspomagany emocjami. Najważniejsze jest to, żeby nauczyć się tego rytmu. Podam przykład - gdy pytam, gdzie umiejscowiony jest stres, większość osób odpowiada, że stres jest doznaniem psychicznym, więc znajduje się w głowie. To nieprawda, stres mieści się w mięśniach, żołądku i jelitach.
No właśnie, w naszych jelitach jest ogromna sieć połączeń neuronowych.
Tak, coraz więcej mówi się o mózgu trzewnym i moim zdaniem ta dziedzina w najbliższym czasie będzie się bardzo rozwijała. Ale wracając do stresu, jest on reakcją biochemiczną, występuje pod wpływem hormonów stresu, głównie kortyzolu. Jaka jest w naszej kulturze podstawowa metoda na rozładowanie stresu? Chłodne tłumaczenie albo rada: weź oddech, to przejdzie. Takie działanie być może ugasi stres w głowie, ale nie w ciele. Dlaczego? Bo stres to reakcja chemiczna, której nie można rozbroić za pomocą słów czy perswazji. Tę reakcję można unieszkodliwić tylko za pomocą wysiłku fizycznego. Jeśli tego nie zrobimy, kortyzol zacznie niszczyć nasz żołądek, a stres chroniczny przyczyni się do powstania chorób wieńcowych lub nowotworów.
Czyli wysiłek fizyczny jako lekarstwo na rozładowanie stresu?
Uważam, że powinniśmy ćwiczyć co najmniej dwa razy w tygodniu przez godzinę. To nie muszą być klasyczne ćwiczenia na siłowni. Wystarczy szybki marsz na bieżni lub jazda rowerem. Ruch fizyczny to antidotum na gwałtowny stres - niezależnie od jego formy - przynosi ogromne korzyści, uwalnia zgromadzoną energię. Apeluję także, aby stresu nie próbować rozładować uspokajaniem się. Takie rzeczy potrafią zrobić mnisi buddyjscy, ale większość z nas niestety nie!
Czy nasze społeczeństwo ma świadomość tego, że emocje są tak istotne, czy zdaje sobie sprawę z posiadania tych dwóch procesorów?
Wydaje mi się, że u większości osób, zwłaszcza w sytuacji zawodowej, na hasło "emocje" zapala się czerwona lampka. Ludziom wydaje się, że w pracy trzeba się kontrolować. Tymczasem jest jedna wspaniała emocja, która jest zaprzeczeniem logiki, i która zadaje kłam tym przekonaniom - to nadzieja. Tak zwany zdrowy rozsądek i logika mówią, że się nie uda, na przykład zrealizować jakiegoś projektu, a nadzieja podszeptuje "uda się, nie poddawaj się". Jak wyglądałby świat, gdybyśmy stłumili tę emocję w sobie? Byłby straszny. Neuronauka pokazuje, że mamy specjalne części w mózgu, które potrafią odczytywać emocje innych ludzi, na tym polega inteligencja emocjonalna. Co więcej, nie tylko odczytujemy te emocje, ale też je odczuwamy i wiemy, jak postępować, żeby nie skrzywdzić innych. Wiemy też, jak mobilizować, zachęcać do pracy. Dlatego wysoki poziom inteligencji emocjonalnej jest tak ważny dla wielu grup pracowników.
Ma Pan jakieś przykłady?
Tak, ostatnio przeprowadziłem badania działu sprzedaży dla jednego z największych pracodawców w Polsce. W badaniu udział wzięło prawie 800 pracowników. Posługiwałem się testem, który bada nie intencje, ale to, co badani naprawdę myślą. Skąd to wiemy? Dzięki technologii i-code. To specjalny algorytm zaszyty w tablecie albo telefonie komórkowym, który analizuje nie tylko to, jak badany odpowiada na pytania, ale też, jak dotyka ekranu. Sposób dotykania ekranu mówi nam, czy badany jest pewny swoich odpowiedzi, czy długo się nad nimi zastanawia. Z wyników badania wyłoniły się dwie grupy. Obie udzieliły tych samych odpowiedzi, tylko jedna z grup nie wierzyła w to, co deklarowała, a druga wierzyła w to, co mówiła. W badaniu okazało się, że grupa, która udzielała odpowiedzi z wysokim stopniem pewności, miała lepsze wyniki sprzedażowe niż grupa osób, które odpowiadały tak samo, ale z umiarkowanym stopniem pewności. Ta różnica była ogromna - wynosiła aż 600 procent.
Ale jest też druga twarz inteligencji emocjonalnej. Skoro lepiej odczytujemy emocje innych, to możemy być też bardziej podani na te negatywne.
To prawda. W takich sytuacjach nasze neurony lustrzane działają przeciwko nam - wpuszczają nam wszystkie negatywne emocje innej osoby i zarażają nas pesymizmem.
Jak się przed tym bronić?
Podobnie, jak w przypadku, gdy nie chcemy zarazić się katarem, czyli nie należy przebywać z taką osobą. W sytuacjach zawodowych wiele zależy od lidera. On musi wiedzieć, że pracownik, który rozsiewa ferment, to nie tylko ktoś, kto ma skwaszoną minę, ale to osoba, która zaraża złymi emocjami wszystkich dookoła.
Niestety czasami takimi osobami są sami szefowie.
To już większy kłopot. Neurony lustrzane powodują, że oddziaływanie na pracownika nie dzieje się wtedy, gdy mówi mu się, czego się od niego oczekuje, ale wtedy, gdy pokazuje się to własnym przykładem. To nazywa się modelowaniem. Jeśli szef nawołuje do tego, żeby być zaangażowanym, on musi być najbardziej zaangażowany; gdy przekonuje, że nie należy bać się zmian, sam musi być najodważniejszy. Jeśli będzie inaczej, nie będzie wiarygodny. Bardzo szybko jego intencje mogą zdradzić jego oczy. W swojej książce piszę o tym, ile komunikatów nasz mózg zdobywa bezwiednie poprzez ekspresję mimiczną innych ludzi. A najwięcej tych komunikatów wysyłają mięśnie okrężne oka, ponieważ nie mamy nad nimi żadnej kontroli.
Czy poza inteligencją emocjonalną mamy jeszcze inne rodzaje inteligencji?
Tak, jest jeszcze inteligencja społeczna, która pomaga w porozumiewaniu się nie z jednostką, a z grupą ludzi. Dzięki niej odczuwamy nastroje grupy, na przykład współpracowników. Im ktoś jest wyżej w hierarchii organizacyjnej, tym ważniejsza jest dla niego inteligencja społeczna. Trzeba wyczuwać nastroje pracowników, aby efektywnie nimi zarządzać. To jest też umiejętność dopingowania ludzi do cięższej pracy za pomocą zachęt, a nie kar. Co ciekawe, inteligencja emocjonalna i społeczna nie zawsze idą w parze. Najlepszym przykładem jest Steve Jobs, który miał niesamowitą inteligencję społeczną, ale z emocjonalną miał spore kłopoty. Pojawia się pytanie, skoro wiadomo, że inteligencja emocjonalna zwiększa sprzedaż, a inteligencja społeczna jest podstawą dobrego zarządzania, dlaczego w firmach nie ma szkoleń z tego zakresu? Możliwość sprawdzenia, czy ktoś ma dużą inteligencję emocjonalną, ale też tego, czy umie ją powściągnąć, zapanować nad nią, daje wiele możliwości.
Czy uważa Pan, że polscy menedżerowie mają świadomość, iż wyniki sprzedaży i dobrze wyglądające tabele Excel to nie jedyny wyznacznik sukcesu firmy?
Wydaje mi się, że papierkiem lakmusowym tego, czy pracodawca jest dobry, a dla pracodawcy - czy firma się rozwija - jest rotacja. Jeśli jest wysoka, to znaczy, że pracodawca wyciska z pracownika ostatnie soki, a potem zwalnia go i szuka kolejnego. To jest krótkoterminowe spojrzenie. Niska rotacja powinna być powodem dumy i dla pracodawcy, i dla pracownika. Jako wzorzec w tej materii stawiam odległą Japonię, w której większość ludzi przez całe życie pracuje w jednej firmie, najwyżej dwóch, trzech. Myślę, że polska gospodarka jest już na tyle dojrzała, że możemy stawiać na pracowników, zatrudnienie długoterminowe i szczycić się niską rotacją.
W książce pisze Pan, że emocje są naszymi sprzymierzeńcami, jednak zdarza się, że biorą nad nami górę i to nie jest dobre. Czy uważa Pan, że mamy zdolność autodiagnozy i potrafimy dostrzec, że emocje za bardzo nami kierują?
Tak, ta autodiagnoza nosi nazwę - bliscy i przyjaciele (śmiech). To właśnie najbliżsi, ci których mamy wokół siebie, powinni mieć prawo powiedzieć nam, że przekraczamy granice, że musimy zastanowić się nad własnym postępowaniem.
A jeśli ktoś jest co pół roku zwalniany z pracy, albo co kilka miesięcy zmienia partnera, to czy nie powinna mu się zapalić czerwona lampka, że może coś jest z nim nie tak?
Oczywiście, to jest pierwsza zasada dekalogu Emo Sapiens - poznaj siebie. Po pierwsze, to jak jest zbudowany twój mózg i twój umysł, a po drugie, kim jesteś jako człowiek. Poznaj siebie poprzez autorefleksję i poprzez oglądanie siebie w oczach swoich bliskich.
Niedawno różne gazety i portale donosiły, że w 2016 roku lawinowo wzrosła liczba zwolnień lekarskich z pracy wystawianych przez psychiatrów. Czy uważa Pan, że jesteśmy w coraz słabszej kondycji psychicznej?
Jestem bardzo ostrożny w szacowaniu rozmaitych apokaliptycznych wizji. Nie uważam, że dzieje się coś szczególnie okropnego. Każda epoka, każdy rok ma swoje jasne i ciemne strony. Uważam, że nie jesteśmy jakimiś wybrańcami, na których spada nieszczęście chorób psychicznych. To dotyczyło raczej pokolenia naszych rodziców czy dziadków, których dotknął lęk podstawowy związany z doświadczeniem wojny.
Czy ich dzieci też są narażone na skutki tego lęku?
Tak, właśnie przez neurony lustrzane. Jeśli mamy codzienny kontakt z osobą, która doświadczyła traumy wojennej, też doświadczamy wielu nieprzyjemnych uczuć, z lękiem podstawowym włącznie. Warto tu wspomnieć o wszystkich zawodach, które polegają na kontakcie z ludźmi doświadczającymi cierpienia - lekarzami, strażakami, policjantami. Lekarz często znajduje się w sytuacji, gdy musi powiedzieć komuś o ciężkiej chorobie lub o źle przebiegającym leczeniu i widzi w oczach tej osoby smutek, przerażenie. Może sobie powtarzać: "Mam 20 lat doświadczenia, skupiam się na jak najlepszym leczeniu i nie płaczę z powodu pacjentów", ale neurobiologia robi swoje, neurony lustrzane wysysają jak gąbka napięcie pacjenta. Wśród ludzi wykonujących takie zawody pokłady kortyzolu są jeszcze większe i dla nich regularny wysiłek fizyczny powinien być obowiązkowy.
Czy są jeszcze jakieś sytuacje, które kortyzol wyzwalają?
Może to się wydać dziwne, ale na przykład przeżycia związane z oglądaniem dramatycznych filmów niosą ze sobą takie ryzyko. Nie oznacza to, że powinniśmy ich unikać, ale namawiam do harmonii, czyli po wymagającym i obciążającym emocjonalnie seansie w kinie czy spektaklu teatralnym warto wybrać się na intensywny spacer z psem albo na siłownię. Albo zdecydować się na seks, który jest doskonałym połączeniem wysiłku fizycznego z przyjemnością.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Hernik